17 grudnia 1960 roku odbyła się premiera „Niewinnych czarodziejów”. Dzisiaj ten najmniej wajdowski film Wajdy kończy 60 lat, niemniej jednak dalej intensywnie rezonuje w społeczeństwie, jak w dniu premiery.
Za scenariusz „Niewinnych czarodziejów” odpowiedzialni byli Jerzy Andrzejewski i Jerzy Skolimowski, którzy tytuł filmu zapożyczyli z I części „Dziadów” Adama Mickiewicza, gdzie czytamy: „Mędrce dawnych wieków/ Zamykali się szukać skarbów albo leków/ I trucizn – my niewinni młodzi czarodzieje/ Szukajmy ich, by otruć własne swe nadzieje”.
Padające w filmie słowa: „Lubię leżeć nawet sam. A jazz?”, stanowią przepiękną całość z muzyką, którą słyszymy w filmie. Nic jednak dziwnego, skoro był za nią odpowiedzialny sam Krzysztof Komeda, który zresztą także pojawia się w filmie, jako członek zespołu muzycznego obok kolejnego wybitnego polskiego jazzmana - Andrzeja Trzaskowskiego. Jazz wypełnia więc film Wajdy nie tylko w warstwie muzycznej. Jest swego rodzaju spoiwem, które łączy ze sobą całą fabułę, bowiem to właśnie po wieczornym koncercie główny bohater – Bazylii (w tej roli wspaniały Tadeusz Łomnicki) poznaje Pelagię (Krystyna Stypułkowska), z którą spędza noc pełną rozmów, ale też niedopowiedzeń. Nawiązań do zapoczątkowanego przez Wajdę „kina dwojga aktorów”, możemy dopatrywać choćby w „słonecznej trylogii” Richarda Linklatera.
W obsadzie filmu znaleźli się najwybitniejsi: wspomniany już - Tadeusz Łomnicki, Zbigniew Cybulski, Roman Polański czy Jerzy Skolimowski. Temu ostatniemu przypadła rola boksera, która choć była ledwie drobna, to dopracowana do perfekcji, bowiem nie była w żadnym stopniu symulowana, a krew, płynąca z jego łuku brwiowego była prawdziwa. Ciekawe są jednak dalsze losy Krystyny Stypułkowskiej, czyli filmowej Pelagii, której rola w „… czarodziejach” była jej debiutem. Nigdy później nie została zawodową aktorką, a po nauce we włoskim Centro Sperimentale wyjechała na stałe do USA, gdzie zaczęła pracę w dyplomacji.
Nie wszystkie recenzje „Niewinnych czarodziejów” były przychylne - Janusz Wilhelmi z „Trybuny Ludu” stwierdził, że twórcy ukazali w swoim filmie „istoty nader ograniczone, bez realnych ludzkich zainteresowań” co przełożyło się według niego na promowanie wartości znajdujących się w kategoriach „społecznej szkodliwości”.
Andrzej Wajda powiedział, że "Niewinni czarodzieje" są jednym z najbardziej obojętnych politycznie filmów, jakie zrealizował. Jednak nie przeszkodziło to władzy komunistycznej skrytykować go jako filmu „apoteozującego brak wszelkich zdrowych ambicji i celów”. Ponadto w styczniu 1961 roku Wajda otrzymał list od Wydziału Pomocy Duszpasterskiej Archidecezji Warszawskiej, gdzie zwrócono mu uwagę, że film „odsłaniając problem okazuje swą zupełną bezradność, gdy chodzi o praktyczne wychowawcze wskazania”, a więc „wydaje się zupełnie nieodpowiedni dla młodzieży, jaką ukazuje”.
Wielu jednak doceniło ten obraz Wajdy, jak Louis Seguin, który w „Positif” napisał, że „oglądając Niewinnych czarodziejów otrzymacie lekcję kina”. Dla brytyjskiego „Sight and Sound” Robert Vas napisał, że Wajda sportretował swoich bohaterów „jako sympatycznych i niewinnych, jako zbuntowane ofiary światowego klimatu przesyconego strachem i nihilizmem”, zaś Pierre Lefebur z „La Cité” pochwalił aktorstwo i inscenizację, że to film „bardziej przekonywający, nawet bardziej olśniewający niż bezładne szkice młodych realizatorów paryskich”.
Wydaje się, że wraz z biegiem lat coraz bardziej docenia się „… czarodziejów”. W 2014 roku Martin Scorsese uznał ich za jedno z arcydzieł polskiej kinematografii i wytypował go do prezentacji w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie w trakcie festiwalu polskich filmów Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema.
„Niewinni czarodzieje” w dalszym ciągu rezonują w społeczeństwie. Powstają nowe wersje plakatów (jak ten od Magdy Pilaczyńskiej) a niedawno otwarta restauracja Kuby Wojewódzkiego otrzymałą nazwę „Niewinni czarodzieje 2.0”. Może to wszystko to dlatego, że „my - niewinni, młodzi czarodzieje - szukamy dawnych skarbów, by otruć własne swe nadzieje” (sic!).
Kinga Majchrzak