Już w pierwszych scenach „Ocean's 8” reżyser, Gary Ross, wbija fankom i fanom najbardziej zjawiskowego gangu w historii kina nóż w plecy. Okazuje się bowiem, że przywódca herszty wyborowych włamywaczy, Danny (George Clooney), leży w grobie, a wycieczka w zaświaty raczej nie jest jedną z jego sztuczek... Niemniej, rodzina Ocean jeszcze nie jednemu zniszczy życie (i bogactwo), bo pałeczkę przejmuje siostra legendarnego kanciarza, Debbie (Sandra Bullock), która właśnie, uprzednio odstawiwszy przez mundurowymi zjawiskowy spektakl skruchy, wyszła z paki...
Otwierająca film Rossa sekwencja przynosi obietnicę, że rozkręcona przez bohaterkę Bullock karuzela geniuszu nie zatrzyma się aż do końca opowieści. Oto była (i spłukana) więźniarka, która śniadanie jadła jeszcze w pomarańczowym kombinezonie, przeistacza się w ucieleśnienie luksusu (niewykluczone, że niedługo pasjonatki i pasjonaci złodziejstwa zaczną wynosić towary ze sklepów metodą „na Debbie”). „Ocean's 8” zaczyna się wisienką na torcie, na który przepis Ross pożycza od twórców trylogii o przygodach Danny'ego, właściwie nie zmieniając składników. Mimo wyborowej obsady i niezłego scenariusza samej akcji rabunkowej, krem, a więc to, co w cieście powinno być najsmaczniejsze, wychodzimy mu jednak nieco zjełczały. Dziewczyny kradną naszyjnik, którego wartość szacuje się na 150 milionów dolarów. Wprawdzie zarówno przygotowaniom do skoku, jak i realizacji misternego planu nie brakuje ani widowiskowości, ani humoru, ale reżyserowi nie udaje się wprowadzić napięcia, które choć minimalnie zmąciłoby pewność widzek i widzów, że misja zakończy się spektakularnym sukcesem. I tak doskonale zagrana i błyskotliwie napisana scena rabunku staje się w pewnym sensie nijaka, bowiem nie sposób znaleźć w niej zaskoczeń innych niż te, które wynikają z odkrywania precyzji, z jaką działają bohaterki.
Pierwszy plan u Rossa, jak wiadomo, zostaje zdominowany przez osiem kobiecych postaci, które – tak jak Wonder Woman – na trwałe zmieniają turbo-męskie oblicze kina akcji. Mamy do czynienie nie tyle z afirmacją kobiecości, ile z pochwałą siostrzeństwa, przy czym portrety bohaterek, mimo świetnej gry aktorskiej, są raczej jednowymiarowej. Najbardziej hipnotyzującą postacią jest chyba Rose (wspaniała Helena Bonham Carter), czyli ekscentryczna i trochę odklejona od rzeczywistości projektantka, która przybywa do świata złodziejek niejako z innej bajki. Zjawiskowo wypada także Anne Hathaway w autoironicznej roli Dafne, zmanierowanej aktorki, która oferuje publiczności najwięcej niespodzianek.
„Ocean's 8” to zgrabnie skrojona komedia sensacyjna, na wielu poziomach wpisująca się w rozgrywającą się właśnie feministyczną rewolucję kina mainstreamowego z jednej i kampanie spod znaku „empowering women” z drugiej strony. Zagrzewając swoje wspólniczki do boju, Debbie mówi – „Gdzieś na świecie ośmioletnia dziewczynka marzy teraz o karierze kryminalistki. Robicie to dla niej”. Bohaterki filmu Rossa z przytupem rozsadzają podziały na zawody stereotypowo żeńskie i męskie, pokazując, że każda/każdy może być, kim chce.
Alicja Muller