Image
Mata

W filmie dokumentalnym „Mata” Ingrid Fadnes i Fábio Nascimento, przedstawiają złożony problem degradacji środowiska, który zgrabnie spina i określa pojęcie plantacjocenu. Plantacjocen to alternatywna koncepcja wobec powszechnego już antropocenu, która zajmuje się badaniem wpływu plantacji na planetę i zmianami geologicznymi, ekologicznymi i klimatycznymi jakie niosą za sobą gospodarstwa rolne. Brazylijski duet pozwala przyjrzeć się wielu aspektom tego typu działaniom.

Z początku Fadnes i Nascimento pokazują oglądającym obrazy brazylijskiej fauny i tego, co z niej zostało. Najpierw widzimy coś, czego nie potrafimy nazwać. Dopiero później słyszmy głosy bohaterów filmu: małorolnego chłopa wychowanego na tych terenach, naukowca z oddalonego od plantacji uniwersytetu, kilku osób, którym leży na sercu dobro lasów oraz rdzennych tuziemców z lokalnego plemienia. Najmniej głosu mają w filmie przedstawiciele korporacji, która drenuje i niszczy lasy wyłącznie dla zysku. W tym aspekcie miejsce rzekomej „obiektywności” tak zwanego dobrze skrojonego filmu dokumentalnego zastępuje opis działań, które są efektem kapitalistycznego, globalnego przemysłu i systemu opartego na optymalizacji zysku, niszczącego bioróżnorodność terenów przeznaczonych pod plantacje.

„Mata” porusza problem kryzysu nauki białego człowieka. Jeden z profesorów leśnictwa przywołuje spór o eukaliptusy, które rzekomo nie wpływały niekorzystnie na poziom wód na terenach przeznaczonych pod plantacje. Profesor nazwał to „mitem, który stał się prawdą”, bowiem wbrew założonym tezom, siedmioletnie badania rzek, prowadzone przez naukowców z jego uniwersytetu, wskazały, że istotnie zasadzenie eukaliptusa było szkodliwe dla tych terenów.

Ten aspekt obnaża inny problem poruszany przez Fadnes i Nacismento: problem czasu. Wspomina o nim rolnik, pracujący na tych terenach i utrzymujący własną trzodę oraz ogródek. Chłop mówi, że nie jest w stanie pojąć zmian, które zachodzą w lesie, ponieważ są to procesy, których nie dostrzega – po prostu człowiek nie żyje tak długo, jak żyją drzewa. To właśnie temu bohaterowi Fadnes i Nascimento poświęcają najwięcej filmowego czasu. To on jest tak zwanym „zwykłym człowiekiem”, choć na szczęście nie popisuje się on tak zwanym chłopskim rozumem. Wspomina o tym, że za młodu przyczyniał się do degradacji tych terenów, zaciągając się do spółki karczującej lasy. Opowiada również o uwikłaniu miejscowej ludności w brudne interesy innej spółki, która wykupiła za bezcen tereny pod plantacje, wykorzystując fakt, że tamtejsze społeczeństwo było bardzo ubogie.

Fadnes i Nascimento rozprawiają się z kolejnym mitem: problemem domniemanego odseparowania od siebie natury i kultury. Już w pierwszej scenie widzimy rytualny taniec członków plemienia, któremu towarzyszą ludzie z telefonami komórkowymi i rejestrują taniec. Fadnes i Nascimento zdają się mówić, że podział na naturę i kulturę jest sztuczny, a w tym konkretnym przypadku sporu o ziemie może służyć zarówno do pomocy, poniesienia ich głosu dalej, jak i do ograniczenia praw słabszych, którzy dysponują ciężkim sprzętem, zdolnym ścinać drzewa jak zapałki.

Chociaż tuziemcy przyswoili sobie warunki narzucone im przez korporacje (spór prawny odbywa się przecież na zasadach ustalonych przez białych przedstawicieli), i chociaż przedstawiają spójną argumentację, ich spór toczy się do teraz. Z końcowych napisów dowiadujemy się, że korporacja zaczęła wywłaszczać również zamieszkałych tam chłopów. W tym kontekście opowieść jednej z miejscowych kobiet o burżuazji i kolonizacji wydaje się po prostu współczesną, neoliberalną kontynuacją łupieżczego procederu rozpoczętego przez portugalskich kolonizatorów i klasy wyższe.

Przedstawiona w filmie relacja plemienia oraz chłopa z ziemią jest najbardziej zbliżona do tego, co można nazwać międzygatunkową współpracą podszytą wzajemną troską. Ale Fadnes i Nascimento nie zapominają o tym, że sprawczość ludzka, chociaż istotnie wpływa na los ludzi, nie ma większego znaczenia dla planety.

Świadczą o tym panoramiczne ujęcia, pozbawione narracji, ozdobione wyłącznie niepokojącymi dźwiękami drona. Jakby sugerowały, że z szerszej perspektywy nawet drzewa przypominają falujące szpileczki – człowieka w ogóle tu nie widać. Jest zbyt mały by zagrozić całej planecie. Choć może zagrozić samemu sobie. Ziemia co najwyżej, podniesie o kilka stopni średnią temperaturę na całej swojej powierzchni i przetrwa. Podobnego zdania jest chłop, który mówi na zakończenie: „Ziemia nie potrzebuje ludzi. Ale ludzie potrzebują ziemi”.

 

Michał Korda