Image
Magdalena

Filip Gieldon mający na swoim koncie jedynie produkcje krótkometrażowe, albo pojedyncze odcinki seriali takich jak „Przyjaciółki” czy „O mnie się nie martw”, postanowił zadebiutować z filmem pełnometrażowym. „Magdalena” to opowieść o dwudziestoletniej samotnej matce, mieszkającej ze swoją rodzicielką w niedużym łódzkim mieszkaniu.

Tytułowa bohaterka, w którą wciela się Magdalena Żak (po raz pierwszy w pełnym metrażu), stara się pogodzić wychowywanie dziecka ze swoją bardzo szybko rozpoczętą dorosłością. Dni spędza na poszukiwaniu pomocy w tradycyjnych miejscach takich jak ośrodki pomocy społecznej oraz odsypianiu nocy, w których rozwija swoje ponadprzeciętne umiejętności DJ-skie. Magdalena Żak znakomicie odnajduje się w swojej roli, ale momentami czuć jak bardzo przytłoczona jest zatrważająco silnymi emocjami wynikającymi z doświadczeń życiowych jej bohaterki. Dźwigając na barkach całą produkcję jest jej najjaśniejszym punktem, a skomplikowany scenariusz nie sprawia wrażenia jakby blokował jej talent aktorski.

Postacie Matki i trzecioplanowych charakterów, jak pracującego w lombardzie mężczyzny, przedszkolanki, kobiety na dworcu, kierowcy autobusu czy wreszcie urzędnika pomocy społecznej są przepełnione do szpiku kości stereotypami. Kilkukrotnie powtarzane przez pracowniczkę pomocy społecznej w wielu konfiguracjach „Nic nie możemy zrobić” jest uderzającym przejawem niemocy potencjalnych wybawców Magdaleny.

Sceny nocno-klubowe satysfakcjonują widza i pokazują dokładniej wszystkie przemiany i stany emocjonalne głównej bohaterki. Film naładowany jest tragizmem i okrucieństwem oraz notorycznie podkreślanym i szeroko objawianym niezrozumieniem otoczenia Magdaleny wobec jej stanu. Pojawiające się w jej życiu osoby, które niby chcą wyciągnąć do niej pomocną rękę, są pozbawione kompetencji i nie dotyczy to tylko płaszczyzny zawodowej, ale też emocjonalnej, która jest brutalnie pozbawiona altruizmu. Chaos, nieczytelność i zmęczenie to przymiotniki opisujące życie głównej bohaterki. Na szczęście debiutującego reżysera i całej ekipy produkcyjnej Magdalena Żak w swoim pełnometrażowym debiucie robi wyjątkowe rzeczy, aby w pełni ponieść trudną rolę swojej imienniczki.

Problematyczne jest zakończenie filmu, bo budowana opowieść ucinana jest bez echa. Nie wiemy co się dalej dzieje z bohaterką w trakcie nieudolnej ucieczki do Berlina, trudno też potraktować to zakończenie jako otwarte, bo przez 100 minut dostajemy tak niejasne kontrasty i sinusoidalne treści, że nieprzewidywalność w tym kontekście staje się dużym niedopowiedzeniem.

Magdalena cierpi na wszystkich płaszczyznach życiowych, a jej poszukiwanie ratunku w używkach, muzyce czy miłości jest jedną wielką zgubną drogą, która ostatecznie prowadzi ją na dno emocjonalne. W jednej z ostatnich sekwencji odwiedza pozbawiona deski ratunku, Bartka czyli chłopaka jej matki, który faktycznie mógłby jej pomóc. Wydarza się jednak całkowicie przewidywalna rzecz, czyli powtórne doświadczenie gwałtu przez główną bohaterkę. Ta nie potrafiąca znieść kolejnego wstrząsającego upokorzenia, zabija swojego oprawcę w dość dziwnie przedstawionej scenie retrospekcyjnej.

Film Filipa Gieldona jest trudnym debiutem, nie tylko przez swoją tematykę. Zdecydowanie pomysł na film sprawdziłby się, gdybyśmy nie mieli do czynienia z produkcją mikro budżetową, ale patrząc na potencjał twórczy Gieldona i Żak, otrzymaliśmy intrygujące debiuty zasługujące na wyróżnienie. Na dużą pochwałę ponownie zasługuje aktorka, która w genialny sposób przeniosła na srebrny ekran mechanizm obronny swojej postaci.

 

Marcin Telega