Image
Cop Secret

To najlepszy film w tym roku na OFF CAMERZE, rzuciła jedna z osób w Kinie pod Baranami tuż przed samym seansem. Słysząc takie słowa trudno nie rozpocząć seansu z dość dużym nastawieniem, jednak już od samego otwarcia filmu dostajemy niespodziewaną mieszankę, od której nie możemy oderwać oczu i zrozumiałe zaczynają być słowa, które jeszcze przed seansem tak donośnie wybrzmiały. Sekwencja rozpoczynająca film wygląda na inspirowaną „Knight Riderem” - kultowym serialem amerykańskim z lat osiemdziesiątych (a to nie koniec podobieństw). W tle gra muzyka wycięta prosto z kultowych filmów akcji, a na ekranie widzimy ujęcia wprowadzające rodem z seriali pokroju „CSI: Kryminalne zagadki…”. Na sam początek dostajemy pościg jak z „Szybkich i Wściekłych”, a wydarzenia mu towarzyszące są równie irracjonalne co w najbardziej kasiastych filmach akcji. Napisy przedstawiające kolejnych twórców filmu stylistykę mają podobną do tych z „Miami Vice”, a w zasadzie każdy kolejny element filmu kojarzy nam się ze znanymi efekciarskimi filmami akcji, w których chodzi o to żeby dużo się działo.

Film w reżyserii, aktywnego jeszcze bramkarza reprezentacji Islandii - Hannesa Þór Halldórssona, jest niesamowicie zabawną parodią całego gatunku szeroko rozumianego kina akcji. Obrywa się wszystkim filmom sensacyjnym, którymi karmiony był każdy z nas na przeróżnych kanałach telewizyjnych, zarówno tym kultowym, jak i tym mniej wybitnym. Jednak sposób przedstawienia swojej historii w wykonaniu Halldórsona jest wysoce zabawny. Jego film to komedia przez duże „K”, które nie pozwala zatrzymać się ani na moment. Od humoru sytuacyjnego i dobrze zaplanowane żarty, przez pełne satysfakcjonującej żenady postaci i ich zachowania. Wielokrotnie „Cop Secret” puszcza nam tzw. „oko”. Jedną z podstawowych zalet jest to, że mimo że pozwala nam śmiać się często, to na żadnym kroku nie czujemy, że są to emocje wymuszane.

Hannes Þór Halldórsson, swoje heroiczne występy z boiska piłkarskiego w trakcie Mistrzostw Europy we Francji w 2016 r. oraz Mistrzostw Świata w Rosji w 2018 r. (Gdzie obronił rzut karny Leo Messiego), przekuwa w równie heroiczną pracę w przemyśle filmowym, której efekty ogląda się z dużą dozą przyjemności. Główny bohater Bússi (Auðunn Blöndal), to ociekający testosteronem policjant, który szczyci się w Reyjkyaviku niezwykłą brutalnością, efektownością i skutecznością w swoim fachu. Partnerujący mu głupkowaty Klemenz (Sverrir Þór Sverrisson), jest jego totalnym zaprzeczeniem, ale ich mariaż nie trwa długo. W „Cop Secret” każda z postaci posiada skrajne, napchane stereotypami cechy i o ile nie są to dobre cechy dla filmu to w wypadku tych założeń reżyserskich, pomysły te sprawiają się idealnie. Otrzymujemy produkcję pełną kontrastów i skrajności, którą wykorzysta każdą okazję żeby wprowadzić humor w każdej formie. Drugą postacią wiodącą jest Hörður (Egill Einarsson), przypominający Davida Hasselhoffa, były model, a obecnie policjant w sąsiedniej miejscowości. Jego samochód jest lśniący w przeciwieństwie do zakurzonej maszyny Bússiego, ich sylwetki są zupełnie inne, różnią się wzrostem, sposobem odżywiania i życia. Hörður to zadeklarowany panseksualista, a nieustraszony Bússi na każdym kroku podkreśla swój męski, dominujący charakter. Dzieli ich bardzo wiele, a łączy praktycznie nic. Obaj chcą łapać przestępców, a gdy na horyzoncie pojawia się nowy i bardzo groźny złoczyńca - Rikki (w jego roli niesamowity Björn Hlynur Haraldsson), muszą połączyć siły i razem stawić mu czoła. Ich niechętne zapędy do współpracy po czasie stają się dla nich bardzo przyjemną podróżą. Bússiego trapią jednak coraz bardziej skrywane przez niego uczucia. Gra na zwłokę ze swoją dziewczyną, a przy wielu okazjach do wyjawienia prawdy blokuje się wewnętrznie. Jego sny, myśli i zachowania opanowane zostają przez nieuchronność ujawnienia prawdy, na którą jemu jak i widowni przyjdzie długo poczekać.

Ostatecznie jak to w filmach akcji historia kończy się pozytywnie, jednak w „Cop Secret” najważniejsza jest droga, jaką przebywamy razem z bohaterami i twórcami filmu. To właśnie ta droga jest jednym z najprzyjemniejszych doświadczeń tegorocznego Festiwalu w Krakowie. Nie dość, że islandzki film gwarantuje genialną rozrywkę to w bardzo urokliwy sposób porusza multum problemów. Zyskujący popularność w filmie motyw toxic masculanity, problemy tożsamości seksualnej, siła przyjaźni, zaufania i miłości, czy też problematyka rasowa. Wszystko to otrzymujemy w arcyśmiesznym filmie, który zdecydowanie można potraktować jako jeden z najjaśniejszych punktów 15. edycji Festiwalu Mastercard OFF CAMERA.

 

Marcin Telega