Image
Małe Kobietki

9 lutego po raz 92 zostaną wręczone Oscary. Jest 2020 rok, ale cóż, przeżyjmy to jeszcze raz: here are the all MALE nominnees

Wśród nominowanych w kategorii za najlepszą reżyserię znaleźli się: Martin Scorsese za dramat kryminalny „Irlandczyk”, Quentin Tarantino – „Once Upon a Time… in Hollywood”, Sam Mendes za film wojenny „1917”, Todd Philips z „Jokerem” i Joon-ho Bong za „Parasite”. Jednak, Amerykańska Akademia Filmowa nie zauważa szklanego sufitu i chwali się rekordową liczbą nominowanych w tym roku kobiet. Wynosi ona 62 nominacje, co stanowi jedną trzecią wszystkich. Wśród tych wyróżnień większością są nominacje w takich kategoriach jak charakteryzacja, scenografia lub nagrody zespołowe – czyli nagrody dla kobiet, które pracowały z mężczyznami.

Światłem tegorocznych Oscarów jest Greta Gerwig. Jej film, „Małe kobietki” jest jedynym tytułem wyreżyserowanym przez kobietę w gronie dziewięciu produkcji, które powalczą o Oscara w kategorii dla najlepszego filmu. I choć zabrakło nominacji za reżyserię, „Małe kobietki” doceniono za scenariusz adaptowany, kreacje aktorskie (Saoirse Ronan, Florence Pugh), kostiumy (Jacqueline Durran) oraz muzykę (Alexandre Desplat).

Jak wiadomo, w tym roku nie zabrakło również powracających pytań pokroju: widzieliście w 2019 jakiś film wyreżyserowany przez kobietę?, a kolejne autorytety ze świata sztuki zwracały uwagę, że nie różnorodność powinna być wyznacznikiem, a jakość. Zastanówmy się jednak, czy taki oponujący, wręcz zaczepny odbiór zjawiska nie jest wygodnym uproszczeniem, który utrzyma biznes filmowy w bezpiecznych ryzach starego systemu.

Wśród członków i członkiń Amerykańskiej Akademii Filmowej 32% to kobiety. Magazyn „Time” próbował dowiedzieć się, jak pod względem płci wygląda sekcja reżyserska, jednak Akademia odmówiła udzielenia informacji. Z kolei, lista nominowanych reżyserów (mowa tu o Scorsese i Tarantino) to przecież starzy wyjadacze oscarowi, którzy już wielokrotnie byli nagrodzeni. Jeśli z taką pieczołowitością i wnikliwością zastanawiamy się, czy filmy robione przez kobiety były wystarczająco dobre, pomyślmy przez chwilę, czy „Irlandczyk” lub „Once Upon a Time… in Hollywood” to naprawdę najlepiej wyreżyserowane filmy tego roku. Przemysł filmowy potrzebuje powietrza, a utrwalanie autorytetów filmowych, przywiązywanie się do dawnych mistrzów bez możliwości wpuszczenia do centrum nowych nazwisk, zatrzymuje język kina w miejscu.

Świat ruszył już do przodu. W 2017 nagrodę za najlepszy film otrzymał „Moonlight” – historia afroamerykańskiego geja, w 2018 na rozdaniu Złotych Globów aktorki przebrane na czarno stanęły na czerwonym dywanie w celu poparcia ofiar molestowania, a na tegorocznym festiwalu Sundance procent pełnometrażowych fabuł wyreżyserowanych przez kobiety wyniósł 34,5%.

W jednej ze scen „Historii małżeńskiej” (reż. Noah Baumbach), nota bene zdobywcy sześciu nominacji oscarowych, prawnik w kancelarii rozwodowej mówi do protagonisty (Adam Driver): „Reżyser teatralny! Mogłem coś widzieć?”, Charlie odpowiada pytaniem: „A co widziałeś?”. Więc, czy w 2019 nie było „dobrych” filmów, które zrobiły kobiety? To przecież ten sam mechanizm co we wspomnianej scenie. Przypomnijmy: „Małe kobietki” – Greta Gerwig, „Kłamstewko” – Lulu Wang, „Queen&Silm” – Melina Matsoukas, „Hustlers” – Lorene Scararia, „Booksmart” – Olivia Wilde. Rzeczywistość zależy od tego gdzie i w jaki sposób patrzymy.

Poniektórzy dalej będą pytać – czy te filmy zasłużyły sobie na Oscara? Odpowiadam pytaniem – co i w jaki sposób decyduje o jakości? Co jest „materiałem” na Oscara i dlaczego? Film potraktowany jako zintensyfikowana wizja świata, apel do emocji, czy intelektualne badanie nad materią życia i człowieka nie powinien być określany jako zwyczajnie dobry lub zły. Oczywiście, nawet w najbardziej utopijnym systemie nie byłoby miejsca na tak obszerną analizę tego, który film faktycznie zasłużył sobie na nagrodę… Jednak, skoro tak to wygląda, potraktowanie Oscarów jako zwyczajny symbol, wyznaczający tendencję dla trendów kina-centrum, tym bardziej obnaża zaściankowość i sztywność ram myślenia członków Akademii.

Dane, wraz z nominacjami dla najlepszego reżysera i najlepszego filmu, wciąż sugerują, że nadal istnieje wszechobecna idea głosząca, że wyłącznie mężczyźni mogą tworzyć popularne, wysokobudżetowe, szeroko uznawane kino. Zamiast odważnie wyglądać w przyszłość, Oscary nostalgicznie spoglądają wstecz.

Kiedy narodzi się nowa kultura? Postęp tkwi wyłącznie w społeczeństwie zapewniającym swym członkom wolność od ucisku, wolność intelektualną, wolność od głodu, równe szansę, inkluzywność. Szukając bohaterów w świecie, w którym problem z feminatywami trafia na pierwsze strony gazet, wciąż zapominane jest, że istnieją również bohaterki, laureatki, filmoznawczynie. A jeśli komuś przeszkadzają te słowa… Cóż, warto w końcu zauważyć, że problem nie leży w języku, a raczej w tych, którzy nie chcą go zmieniać.

Kino pozwala nam poznawać świat, urządzać nieustanne przeprowadzki do nieznanych wcześniej miejsc, zmusza do zetknięcia się z tym czego się boimy i za czym tęsknimy, konfrontuje nasze wyobrażenia z prawdą. Opowieści, które poznajemy, nie zaczynają się przecież wyłącznie słowami: once upon a time in Hollywood. Akademio, obudź się w końcu!

Julia Smoleń