Image
Andrii Kovalov

5 maja ukraiński zespół z Kijowa, Brunettes Shoot Blondes zagrał dla Mastercard OFF Camery na OFF Scenie. Poniżej znajduje się wywiad z wokalistą i liderem zespołu, Andriiem Kovalovem.

Pierwsze co wizualnie można zauważyć w waszej twórczości, to te wszędzie przewijające się króliki - i w teledyskach i na okładkach singli i w Waszym logo. Skąd on się tam wziął?

AK: Historia tego królika jest dawna i trochę dziwna. Kiedy mieliśmy grać nasz pierwszy koncert w Kijowie, pierwszy koncert zespołu, do ostatniej chwili nie mieliśmy pojęcia, jak mamy nazwać zespół. Koncert był dogadany, bo był organizowany przez naszych znajomych, ale zespół był ciągle w trakcie formowania się. Nie było też jakiegoś grafika, który by zaprojektował logo, a pierwszy plakat rysowałem sam i z jakiegoś powodu przyszedł mi do głowy zupełnie znikąd obraz tego królika. To było podświadome, a czasami najlepsze rzeczy, które powstają, to te, które pojawiają się nam w głowie jako pierwsze. Dlatego potem królik został już z nami.

Tworzycie indie-rocka z dodatkami elektroniki - czy przy tworzeniu swojej muzyki inspirujecie się innymi artystami grającymi w tym gatunku?

AK: Tak naprawdę kiedy zaczynaliśmy grać, były zespoły, które chcieliśmy jakoś naśladować, przede wszystkim wywodzące się z british indie pop. W tym momencie nasza muzyka jest już inna, nie tylko indie, ale także elektroniczna i jest bliżej mainstreamu.

Wasze teksty są po angielsku, a nie po ukraińsku - z czego to wynika? Czy to było Wasze założenie od początku?

AK: Tak, ja słuchałem zawsze bardzo dużo muzyki brytyjskiej i amerykańskiej. Kiedy byłem nastolatkiem, byłem największym fanem Beatlesów. Chciałem kiedyś robić coś, co brzmiałoby podobnie. Język też jest instrumentem - jeśli zmieniasz język, mówisz co innego. I to organicznie do nas przyszło i zostało.

To nie jest Wasz pierwszy koncert w Polsce, byliście już tutaj parę razy, m.in. graliście we współpracy z Happysad. Jak się tu odnajdujecie, jak odbieracie polską widownię?

W Polsce jest super publiczność. Ludzie nas bardzo ciepło przyjmują, czujemy od nich wsparcie. Podobna atmosfera jest na zachodzie Ukrainy - ludzie są tam bardziej otwarci na różnorodność muzyki. Ja jestem z Krzywego Rogu, to jest miasto w centrum, lekko na wschód. Tam jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że trzymamy w sobie emocje. Pamiętam, że ten pierwszy raz w Polsce był dla mnie niezwykły ze względu na tę atmosferę. Gdy graliśmy z Happysad, naszym najmocniejszym doświadczeniem było granie przed tak ogromną publicznością.

W jaki sposób udało się Wam przekroczyć granicę i wjechać do Polski, żeby zagrać koncert na Off Camerze?

AK: Część zespołu wojna zastała wtedy, kiedy akurat byli gdzieś poza Ukrainą, w Europie. I zdecydowaliśmy się tu zostać, żeby móc być pożytecznym i pomagać także stąd, bo to jest potrzebne. Część zespołu przyjechała z Ukrainy i już jutro muszą wracać - są na specjalnej 48-godzinnej przepustce.

Czy widzicie sposób, w jaki sposób Wasza sztuka i muzyka może pomagać w kontekście sytuacji w Ukrainie?

AK: Generalnie teraz staramy się pomagać i używać naszych kontaktów, aby organizować konkretne działania - pomoc humanitarną i informacyjną. Wojna nie sprzyja tworzeniu nowej muzyki, bo jesteśmy skoncentrowani na tym, co dzieje się dookoła. Ale sama muzyka jest wciąż ważna dla ludzi, oni potrzebują jej słuchać i czuć wsparcie płynące od ich ulubionych zespołów i artystów. Żeby mogli poczuć się chociaż trochę lepiej w tym trudnym czasie.

Czy chciałbyś jeszcze coś dopowiedzieć?

Tak, mówiłem to już ze sceny; jesteśmy ogromnie wdzięczni ludziom z Polski, Polakom, za to jakie ogromne wsparcie od nich otrzymujemy. Polacy to prawdziwi bracia i siostry, którzy pomagają nam przetrwać w tym trudnym czasie. Jestem pewny, że w przyszłości te relacje będą coraz silniejsze.

 

Rozmawiała Karolina Potrzebska 

fot. Agnieszka Machacz