France w pomalowanych na różowo ustach kręci reportaże z wojny, zawstydza Emmanuela Macrona, żyje i pracuje bardzo intensywnie. Wydaje się jednak, że krzywe zwierciadło wcale nie jest krzywe, bo we „France” odbija się cały współczesny świat społecznych wartości.
France de Meurs (Léa Seydoux) jest popularną dziennikarką telewizyjną. Ma męża Freda (Benjamin Biolay) i synka Jojo. Kobieta odnosi sukcesy, jest ulubienicą widzów, ma ogromne mieszkanie i jest na ustach wszystkich. Sama na ustach jednak najczęściej ma wyrazistą szminkę, której nie ściera nawet w trakcie reportaży, które prowadzi z frontu, dokumentując walkę z reżimem.
Jej życie można uznać za perfekcyjne, tylko czy France ma się, kiedy nim cieszyć? Zarabia 5 razy więcej niż swój mąż, ale udział procentowy jej obecności w domu jest zapewne odwrotnie proporcjonalny. Praktycznie nie ma kontaktu z synem, którego widuje tylko przelotnie, a nawet wtedy chłopiec woli wpatrywać się w ekran konsoli niż w nią. Porażki życiowe nadrabia w życiu zawodowym, które stanowi jej główną oś aktywności.
Jej szybkie życie prowadzi do tego, że pewnego dnia z roztargnienia doprowadza do wypadku samochodowego, w którym potrąca rowerzystę. France postanawia wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i bierze w opiekę rannego i jego rodzinę. Odwiedza go w szpitalu, w domu, a nawet daje im pieniądze. Jednak ta pokuta nie przynosi ukojenia i France się załamuje. Nie potrafi powstrzymać emocji, nie kryje na antenie łez. Kończy karierę i wyjeżdża do kliniki w górach, chociaż doskonale zna swoją diagnozę: serce mam chore. Tam poznaje jednak nauczyciela łaciny, z którym powoli zaczyna ją łączyć coś więcej. Nauczyciel okazuje się jednak dziennikarzem, który podstępem uwiódł France dla napisania artykułu. Jej życie ponownie staje w ogniu.
Postanawia wrócić do pracy. Jedzie na front, by znowu nagrywać reportaże wojenne. Jednak trzeba przyznać, że ma to mało wspólnego z etyką dziennikarską, za to bardzo dużo ze współczesną pogonią za sensacją i „klikalnymi” materiałami prasowymi. Reportaż o tragedii migrantów miał być przełomowym momentem w karierze France, jednak France zalicza wpadkę na wizji i widzowie słyszą jej komentarze o tym, jak było naprawdę. Kariera France stoi pod znakiem zapytania po raz kolejny. Na dodatek jej syn i mąż mają wypadek. Wpadka miesza się z żałobą.
Film Bruno Dumonta przez niektórych określany jest jako komedia lub satyra. Jednak tak naprawdę wszystkie momenty, które mogą być uznane za zabawne, są dogłębnie martwiące i stawiające bardzo smutną diagnozę społeczeństwa, w którym za sukcesami stoją porażki, a za każdym uśmiechem czai się w oczach smutek. „France” podważa nie tylko etykę dziennikarską, ale moralność nas wszystkich. I jeżeli twórcy filmu prowadzą nas jedną ścieżką, którą czasem możemy się pogubić, to na właściwą interpretację naprowadzą nas oczy France. To w nich czai się to, co słuszne i to w nich powinniśmy się przeglądać.
Kinga Majchrzak