Niemal całkowite wyciszenie emocji nie służy „Nieposłusznym”, najnowszemu filmowi zdobywcy Oscara, Sebastiána Lelio. Chcąc uciec od typowych sposobów przedstawiania, reżyser dystansuje widza od historii, tym samym czyniąc społeczne tło bardziej interesującym od fabuły.
Niezwykły, zamknięty świat, do którego trudno wejść, a jeszcze trudniej się z niego wydostać. To właśnie w takich okolicznościach rozgrywa się tragiczny w skutkach romans w filmie Sebastiána Lelio „Nieposłuszne”. Chilijski reżyser wyróżniony w tym roku Oscarem za „Fantastyczną kobietę”, wzorem wielu innych współczesnych twórców kina (takich jak Paolo Sorrentino czy Giorgos Lanthimos), po serii obcojęzycznych sukcesów realizuje swoją pierwszą anglojęzyczną produkcję. „Nieposłuszne” osadzone są w londyńskiej społeczności ortodoksyjnych Żydów, którzy mimo atakującej ich zewsząd nowoczesności i wielkomiejskości, z godną podziwu determinacją kultywują uciążliwe obyczaje, stawiając tradycję na absolutnie pierwszym miejscu codziennej hierarchii.
Ten anachroniczny styl życia bywa jednak postrzegany jako skrajnie opresyjny. W ten sposób widzi go między innymi Ronit, która wiele lat temu porzuciła rodzinny dom, religię i obyczaje na rzecz artystycznej kariery w Nowym Jorku. Bohaterka, grana z ogromnym wdziękiem przez Rachel Weisz, jest typową buntowniczką. Wiedzie wolne od zobowiązań życie wśród nowojorskiej bohemy, a wyrazem jej buntu jest nawet wybrana przez nią fotografia, stojąca w opozycji do najbardziej ortodoksyjnych zakazów przedstawiania postaci ludzi i zwierząt. „Nieposłuszne” opowiadają o jej powrocie w rodzinne strony, spowodowanym śmiercią ojca, szanowanego rabina. Odnalezienie się w dawno opuszczonym środowisku utrudnia fakt, że niegdysiejsi najbliżsi przyjaciele, Esti i Dovid, wzięli ślub. Relacje dawnej „paczki”, trzech muszkieterów spędzających wspólnie każdą młodzieńczą chwilę, diametralnie zmieniły się z biegiem czasu. Stały się skomplikowane, pełne pretensji i poczucia krzywdy.
Choć Ronit jest wręcz stereotypową buntowniczką, to uczucie łączące ją z Esti (w tej roli wyraźnie zagubiona Rachel McAdams), absolutnie nie ma z buntem nic wspólnego. Ich dawna młodzieńcza miłość, która przetrwała lata rozłąki i przypomina o sobie przy okazji ponownego spotkania, nie jest nieposkromioną namiętnością, która wybucha z pasją przy pierwszej okazji. Podobnie jak większość emocjonalnych aspektów filmów, związek bohaterek jest wyciszony, oszczędny, wręcz minimalistyczny. Wynika to przede wszystkim z zamierzeń reżysera, chcącego odejść od pełnego sensacji prezentowania związków lesbijskich na ekranie i skupić się na kobiecym, a nie męskim spojrzeniu. Sebastián Lelio łamie dotychczasowe konwencje między innymi w niezwykłej scenie erotycznej z udziałem bohaterek, w której niemal zupełnie rezygnuje z epatowania nagością, a kamera skupia się wyłącznie na twarzach kobiet.
„Nieposłuszne” to film wyciszony, w którym emocje jedynie czasami wyłaniają się na powierzchnie, by zaraz potem zniknąć, przytłoczone ciężarem konwenansów i religijnego wychowania. Tak daleko idące przykręcenie emocjonalnego kurka dystansuje widza od opowiadanej historii i utrudnia mu zaangażowanie w trudne losy bohaterek. Odbiera także wiarygodność ich związkowi, czyniąc go serią przypadkowych spacerów, zbliżeń i irytująco przedłużających się pożegnań. Sebastián Lelio po mistrzowsku portretuje w „Nieposłusznych” ortodoksyjną żydowską społeczność i to właśnie ona jest głównym powodem, dla którego warto film zobaczyć. Niestety związany z tytułem romans schodzi przy tym wszystkim na znacznie dalszy plan.
Kaja Łuczyńska