Image
Netflix

Co to oznacza w praktyce? Zawieszenie wszystkich produkcji realizowanych na terenie Rosji, a także zablokowanie dostępu do platformy na terenie kraju. Na razie nie wiadomo, jak potentat streamingowy rozwiąże problem rozliczenia się z prawie milionową rzeszą swoich subskrybentów.

Ofiarą decyzji Netflixa (czy raczej Putina) padła przede wszystkim „Anna K”. Zdjęcia do współczesnej adaptacji sławnej powieści Lwa Tołstoja ukończono już w zeszłym roku - jej premiera raczej długo nie ujrzy światła dziennego. Inną opowieścią w odcinkach, której w tej sytuacji szybko nie obejrzymy, jest serial neo-noir „Zato”, kryminał o zaginięciu dziecka, rozgrywający się w latach 90. Miała to być pierwsza oryginalna produkcja rosyjska. Do biblioteki platformy prędko nie trafi także drugi sezon „Ku jezioru”, pandemicznego thrillera.

Wcześniej Netflix zdecydowanie oparł się naciskom władz rosyjskich, które na mocy specjalnych przepisów próbowały uczynić go swoją tubą propagandową. Od 1wszego marca bowiem, u naszego niechlubnego sąsiada obowiązują nowe regulacje medialne, według których każdy podmiot streamingowy, notujący dziennie więcej niż 100 tysięcy aktywnych subskrybentów, jest zobowiązany do transmitowania państwowych kanałów telewizyjnych. W obliczu wojny na Ukrainie, serwis odmówił podporządkowania się tym restrykcjom.

Netflix dołączył zatem do sporego już grona dystrybutorów zamykających się na Rosję. Wcześniej podobne decyzje podjęły studia: Disney, Warner Bros., Sony Pictures, Paramount i Universal. Netflix pozostaje natomiast jedyną jak dotąd platformą streamingową, która znika z Rosji.

Monika Żelazko