Image
True Things

Kate (w tej roli Ruth Wilson), główna bohaterka „True Things” to kobieta samotna, zdesperowana, momentami wręcz żałosna. W pierwszych minutach filmu w najlepszym wypadku widz patrzy na nią z politowaniem, w najgorszym - z pogardą. Jednak reżyserka Harry Wootliff chce, aby wymknęła się ona szufladkom „szalonej, zdesperowanej kobiety” i pokazać ją w nieoceniający sposób. Kate nie jest łatwo polubić, ale można ją przynajmniej zrozumieć, a nawet do pewnego stopnia jej kibicować. Ruth Wilson daje aktorski popis pokazując bohaterkę, której z jednej strony współczujemy i chcemy przytulić, z drugiej mamy ochotę krzyknąć „ogarnij się wreszcie!”.

Sama fabuła filmu jest dość prosta - obserwujemy kobietę po trzydziestce, która jest nieszczęśliwa i ma wszystkie atrybuty „nieszczęśliwej kobiety” na ekranie, czyli słabą pracę, której nie lubi, upierdliwych rodziców, których interesuje tylko jej zamążpójście, jedną koleżankę, która pod płaszczykiem troski bezustannie ją ocenia oraz brak szczęścia w życiu miłosnym. Kate z jednej strony szuka bliskości, stabilizacji i miłości, z drugiej - jej zainteresowanie przykuwa mężczyzna, który nie jest w stanie dać jej żadnej z tych rzeczy. Budzi w niej natomiast dreszcz emocji i podniecenia. Widzimy jak z każdą minutą filmu bohaterka robi coraz głupsze rzeczy tylko, żeby nie stracić jego zainteresowania. Miota się między tym, co czuje, że powinna, a tym co tak naprawdę chce robić, chociaż w głębi duszy ma świadomość tego, jak destrukcyjne są te działania. Kate jest zagubiona, bywa irytująca, ale bywa też obiektem współczucia, jak wtedy, kiedy nietrzeźwa i zapłakana rozpacza, że nikt jej nie lubi. Bohaterka „True Things” jednak przez cały film jest jakaś - nie jest to kobieta, która czeka aż jej życie się zacznie. Sama bierze los w swoje ręce - rzadko motywuje nią rozum, częściej serce, a najczęściej po prostu pożądanie, ale właśnie to sprawia, że film wciąga widza w swoją opowieść. Ruth Wilson świetnie wciela się kobietę, która panicznie boi się zatrzymać, robiąc cokolwiek byle tylko uciec przed samą sobą. „True Things” może momentami irytować, bo skłania widza do skonfrontowania się z własnymi doświadczeniami - prawie każdy na jakimś etapie życia poświęcał bardzo dużo czasu komuś, kto zupełnie na to nie zasługiwał.

Film nie jest dla każdego, prawdopodobnie bardziej odnajdą się w nim kobiety (i to zdecydowanie nie wszystkie), co wydaje się to być celowym zabiegiem twórczyń. Wootliff w swoim filmie oddaje głos figurze kobiety „szalonej”, tej, którą mainstreamowa kultura do niedawna tak chętnie wyśmiewała, robiąc z niej antagonistkę lub kozła ofiarnego. Nie jest to film o bohaterce, do której należy aspirować, raczej obraz tego, kim jest człowiek w swoich najbardziej bolesnych momentach. Oglądając go niektórzy spotkają się z samym sobą i chociaż nie będzie to spotkanie łatwe, to końcówka pozwoli uśmiechnąć się i utwierdzić w przekonaniu, że nawet w najtrudniejszych momentach możemy znaleźć w sobie siłę.

 

Emilia Osmólska